*Lew
*
*
Już w ubiegłym roku, przy okazji dyskusji na temat zamiaru rządu dla wprowadzenia alkomatów w samochodach blokujących uruchomienie silnika, dowodziłem o procentowo większej ilości kierowców "na haju" od kierowców pod wpływem alkoholu. Zostałem ogólnie obśmiany, mimo że przedstawiłem moje źródło takich domniemań. Mianowicie przez jakiś czas [teraz już znacznie mniej] bawiłem się w "naprawiacza" CB dla kierowców TIR. Wiele się nasłuchałem opowieści o trudach ich pracy, związanych z terminowością dostaw np. kontenerów na oczekujące w porcie załadunkowym statki. No i o wymogach zagrożonych pokaźnymi karami za nieterminowość tychże dostaw. Nawet najlepiej wyliczony czas przejazdu niejednokrotnie zostaje wydłużony ze względu na nieprzewidziane przestoje. Wszystko to razem skłania do zażywania niewinnie wyglądających narkotyków, po których to zmęczenie gdzieś ulatuje, a nachodzi odwaga i fantazja dla kawalerskiej jazdy, z szybkościami pozwalającymi na nadrobienie straconego czasu. Tutaj wskazałem na jedną z grup zawodowych, narażonych na "narkotyczne ciągotki". Inna grupa to kontestujący wszystko i wszystkich kierowcy nowoczesnych bryk, dla których wszelkie prawo i związane z nim zakazy są tylko "upierdliwym" działaniem aktualnie rządzących. Dlatego też z wielkim przekonaniem broniłem pomysłu obowiązkowych "alko i narkoblokad" silników, zainstalowanych w każdym pojeździe. Innego sposobu na wymuszenie stosowania się do przepisów, w polskim społeczeństwie nie widzę. Tym bardziej zostałem wyśmiany... Zaserwowano mi kolejne bajdurzenia o roli wychowawczej państwa i takie tam bzdety, które mogą tylko się śnić nawiedzonym politykierom. Tu i teraz potrzebne są natychmiast zdecydowane działania środkami przymusu bezpośredniego, aby chociaż w niewielkim procencie ograniczyć ilość nieszczęśliwych wypadków powodowanych przez kierowców wyżej opisanych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz