Jak rzuciłem palenie papierosów
Po trzydziestu kilku „nałogowych” latach, kiedy to na początku dla młodzieńczego szpanu zaczynałem od Giewontów, by zakończyć Carmenami. Ostatnie lata nałogu, to trzy paczki dziennie (60 szt.), coraz częściej z oberwanym filtrem, aby były mocniejsze, bardziej wydajne. No i rzuciłem. Bez noworocznych postanowień, przygotowań, „czajenia się” i innych tam ble..ble..ble.. Ot, tak sobie, w chwili zdenerwowania. A stało się to ..
Odkąd mogłem, to nosiłem spodnie z rodzaju Jeans – najpierw te krajowe ze Szczecina (Dana), później różnej marki „oryginały”. I jedne i drugie nie nadają się do noszenia w nich papierosów. Za ciasne kieszenie. Więc te nasze poczciwe, „biedne szlugi” wyglądały na bardzo sfatygowane po wyjęciu z paczki. Popękane, sklejane „na ślinę”, kawałkami serwetek (jeśli akurat było się w barze), skrawkami gazety itp. Mieszkałem sam, więc po przyjściu do domu trzeba było najpierw zapalić (zajarać), a w tym okresie paliłem nawet w nocy. Papierosy z kieszeni na stół, z paczki do ust i bez większego zaskoczenia – oczywiście popękany. Niezdatny do natychmiastowego użycia.
Próby sklejenia, nerwy … i natychmiastowa decyzja pod wpływem impulsu. Jak się okazało – w odpowiednim miejscu i czasie – RZUCAM PALENIE - Wiśta, wio – łatwo powiedzieć … Papierosy (prawie dwie paczki) na podłogę, pod buta, do kosza i na śmieci. Pierwsze minuty … męka głodu tytoniowego, jeszcze większe podenerwowanie. Później, już w pościeli (znowu sam) chwila zadumy i refleksji ..
Pytanie - Jak żyć ?.. tak spopularyzowane parę miesięcy temu przez pewnego „paprykarza” i wtedy było aktualne. Ej … próby wejścia w swoją podświadomość, swoje praEGO, swoje JA. Pierwsze doświadczenia, bez żadnej wcześniejszej praktyki. Coś niecoś na ten temat czytałem kiedyś. Mocne, zaparte i uparte wymazywanie kłębiących się myśli, wątpień, obrazów i „wstawianie” w to miejsce widoków z ciszą, spokojem, naturą – jeziora, łąki, lasy. Wchodzenie coraz głębiej w podświadomość, w jej podpiętra, piwniczne czeluście … Wmawianie sobie – zgodnie z prawdą – niesmak w ustach po papierosach, ciągłe chrypki, nieprzyjemny dla innych „chuch”… Gorsze to od umiarkowanego spożywania alkoholu.
Rano do sklepiku, landrynki, dropsy miętowe – no, coś do ssania. Różne owoce i pierwsze godziny wśród współpracowników b e z papierosów. Zdziwienie, niedowierzanie, uśmieszki ... a bo to już niejeden próbował, przygaduszki i w końcu schodzenie mi z oczu, no bo jak kierownik zły … Powroty do domu, samotność (a może i dobrze), zamykanie się przed światem zewnętrznym, coraz bardziej udane odwiedziny w podświadomości. W końcu „trening czyni mistrzem”.
Nieco więcej posiłków, przybieranie na wadze – bez obaw, ledwo parę kilogramów, ciągłe pokusy w gronie znajomych, u których zdziwienie? niewiara? zazdrość?. A ja TRWAM – nie mylić z o.Tadeuszem – w swoim zawziętym „góralskim” uporze. Dalszy ciąg odwiedzin u coraz bardziej oswojonej podświadomości, a w niej prośby do matki o pomoc, tak przez około trzy tygodnie. UDAŁO SIĘ..!!! Wierzcie mi, że kiedyś wchodząc do siebie na 4 piętro, dostawałem na schodach zadyszki.
Teraz mam 67 lat (pisano w 2012), kilkanaście już lat nie palę i te same schody – jeśli potrzeba – pokonuję co dwa stopnie. Cera ponoć odmłodniała – to nie moja opinia – zdrowy oddech (jeśli nie po piwie) no i szczególnie ważne kieszonkowe. Nie wyobrażam sobie zakupu trzech paczek papierosów dziennie przy obecnych cenach. Toż to majątek..!!!. Wolę już piwo ..
Radzę więc spróbować mojego sposobu na pozbycie się nałogu. Naprawdę można i warto. Życzę powodzenia.
Dopisek dzisiejszy (11.05.2019)
- 6.05.1993 roku rzuciłem palenie papierosów .. i już nigdy potem nie zapaliłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz