niedziela, 18 listopada 2012

Tydziejnik listopad 2012 [3]



bronmus45
Tydziejnik 12.11 - 18.11.2012.
Przerwa spowodowana moim pobytem w sanatorium w dniach 9.11 - 30.11.2012. Można w tym czasie śledzić nową stronę zatytułowaną:    "Moje początki z fotografią". Są to zdjęcia wykonane podczas pobytu - jak widać - w sanatorium nadmorskim. Niedługo jednak wytrwałem "w ciszy" sanatoryjnej" i od czasu do czasu postanowiłem cokolwiek napisać  w cyklu "Pod odyńcem" co i niniejszym czynię...

"Pod odyńcem"
San[atoryjny] tudziejnik...

18.11.2012. 
Brrrzydka pogoda i to w niedzielę, gdzie z braku zabiegów jest - byłoby - najwięcej czasu na spacery z aparatem fotograficznym. Ludziska niby spacerują [łażą] pod parasolami po uliczkach - pewnie to z obowiązku; bo do przyjemności zaliczyć tego rodzaju spacerów w moim pojęciu się nijak nie da. Chyba że...do najbliższego baru...Wystawiłem na balkonik świeżo zakupiony jogurt a pod moją nieobecność śniadaniową jakieś ptaszysko wydziobało mi w pokrywce otwór. Nie wiem czy coś ubyło, ale całość jaką zastałem powędrowała do kosza...Balkon służy mi jako zastępcza chłodziarka, bo lodówka zainstalowana w pokoju to ma chyba ochotę wyjść jak się uruchamia, tak burczy i podryguje...Żadne poziomowanie nic nie pomogło, nawet nie zgłaszałem tego faktu administracji - zapewne o tym wiedzą nie od dziś - a ta niby lodówka służy mi za szafkę...Dopiero po wklejeniu zdjęć wróbli zobaczyłem jakie to one mają potężne dzioby...
"Wróbelek - ptaszynka niewielka"...jak to leci w pewnym utworze, ale dziobisko to ma nie od parady. Dzisiejszy dzień cały można zapisać do dni "znudzonych", kilkanaście tylko minut - no może z godzinę na powietrzu - reszta dnia pod dachem. I to nie tylko dachem sanatorium...Teraz, już po kolacji dopisuję więc parę słów bez specjalnego ładu i składu, ot tak z nudów, dla zabicia czasu. Programy telewizji kablowej okrojone do niezbędnego minimum, prawie że po połowie niemiecko i polskojęzyczne. Reklam więcej niż treści...Powklejał bym wiele jeszcze zdjęć na stronę "Fotograficzną" lecz jest to bardzo bajto czy bitożercze, a ja nadal "jadę" na kolejnej karcie starterowej Plusa. Nie to co w Szczecinku, gdzie na kablówce mam nieograniczony dostęp i mogę sobie pozwalać na o wiele większe internetowe pohulanki...
 
17.11.2012.
Sobota zapowiada się podobnie jak poprzednie dni. Jest parę minut po szóstej - wyjrzałem na balkonik a tam niebo zasłonięte czymś mglistym. Trochę niżej już tych mgieł nie ma jak w dni poprzednie, to może i się przejaśni. Noc niespokojnie nieprzespana. Co i rusz stukot obcasików damskich butów po korytarzach, schodach i pokojach. Nie mam pojęcia, czy były to same tylko blondynki które to pewnie wierzą, że są ulotnymi duchami i przecież nikomu tym nie przeszkadzają. Już chciałem wyjrzeć za którymś kolejnym stukotem na korytarz, ale dałem spokój. Co nie znaczy że następnej nieprzespanej nocy tego nie zrobię, obudzony gdzieś około trzeciej nad ranem i wściekły... A to przecież nie
jest "...stukot białych mew o pokład pusty...stukot białych mew, przy...."
...
16.11.2012.
No i można by obchodzić TYDZIEJNIK, czyli równy tydzień jak w zeszły piątek przyjechałem tu na miejsce. Szybko za szybko ten czas leci... Wczoraj z racji mglistej i wilgotnej pogody nie robiłem żadnych nowych zdjęć, no może oprócz wróbli, które co i rusz odwiedzają mój balkonik przy sanatoryjnym pokoiku. Oczywiście nęcone tu różnymi przysmakami. A tam ustawiłem prowizorycznie kamerkę, trochę inną i gorszej jakości niż w Szczecinku. Jak wspominałem wcześniej odwiedziny syna wiązały się też z dostarczeniem żarełka ze specjalistycznego sklepu. No i tutejsze wróble zasmakowały nawet w słoneczniku, którego zręcznie wyłuskując plują wokół  pozostałościami. A to i dla nich i dla mnie niebezpieczne, bo w końcu sprzątaczka przyuważy i będzie raban...Ich zdjęcie zamieściłem na bocznym pasku. Z kolei takie wielgachne mewy też potrafią wylądować na tym dosyć ciasnym balkoniku, później zaś mają wielki kłopot ze startem - przy okazji pozostawiając po sobie nieczystości... Dziś - godzina 10** - dalej mglisto i ponuro. Nie czas na zdjęcia, chociaż zapewne wezmę z sobą aparat na spacer po parku. Może akurat się coś trafi. Bo plaża i mewy to już do znudzenia. Nawet łabędzie... Już dawno po obiedzie i poobiednim spacerze. Niestety, nic ciekawego dla mnie i mojego aparatu się nie przytrafiło, by warte było uwiecznienia na zdjęciu. Za to dosyć mocno zmarzłem i musiałem [chciałem] zajść do baru przy promenadzie, pokrzepić się grzańcem...
...
Dziś, tj. 15 listopada mam zaplanowane aż 5 różnych zabiegów. Pierwszy zaraz, bo o godzinie siódmej. Dobrze chociaż, że wszystkie zabiegi odbywają się w jednym bloku sanatoryjnym, więc można a nawet należy przemieszczać się w "laczkach" przeciwpoślizgowych - takich od kąpieli. Na zewnątrz jakoś tak podejrzanie sucho, ulica i chodniki bez żadnych oznak wilgotności; nie to co wczoraj. Miejmy nadzieję, że tak pozostanie przez cały dzień - a nawet do końca miesiąca. Bo to i wtedy kończy się mój turnus sanatoryjny. Przed chwilą - już po pierwszym zabiegu - podsłuchałem w Telewizji, że dzisiejszy dzień jest światowym dniem rzucania palenia papierosów. Więc nie wdając się w dalsze szczegóły wklejam w tym miejscu już dosyć dawno publikowany na innej stronie tego bloga autentycznie sprawdzony na sobie - swój poradnik na ten temat. Zdjęcie moje jest tu tylko po to, żeby Ci co mnie znają mogli poświadczprawdziwość zapisanych tu słów....

                                            Jak  rzuciłem  palenie  papierosów   
      

Po trzydziestu kilku "nałogowych" latach, kiedy to na początku dla młodzieńczego szpanu zaczynałem od Giewontów, by zakończyć Carmenami. Ostatnie lata to trzy paczki dziennie { 60 szt. }, coraz częściej z oberwanym filtrem, aby były mocniejsze , bardziej wydajne. No i rzuciłem...Bez noworocznych postanowień, przygotowań, "czajenia się" i innych tam ble..ble..ble..Ot, tak w chwili zdenerwowania. A było to tak... Odkąd moglem, to nosiłem spodnie z rodzaju Jeans - najpierw te krajowe z Szczecina { Dana }, później  różnej marki "oryginały". I jedne i drugie nie nadają się do noszenia w nich papierosów. Za ciasne kieszenie. Więc te nasze " biedne szlugi" wyglądały na bardzo sfatygowane po wyjęciu z paczki. Popękane, sklejane "na ślinę" , kawałkami serwetek { jeśli akurat było się w barze } , skrawkami gazety itp. Mieszkałem sam, więc po przyjściu do domu trzeba było najpierw zapalić { zajarać }, a w tym okresie paliłem nawet w nocy. Papierosy z kieszeni na stół, z paczki do ust i bez większego zaskoczenia, oczywiście popękany. "Niezdatny do natychmiastowego użycia". Próby sklejenia, nerwy ... i natychmiastowa decyzja..pod wpływem impulsu. Jak się okazało > w odpowiednim miejscu i czasie <.  RZUCAM   PALENIE   Wiśta, wio - łatwo powiedzieć...Papierosy { prawie dwie paczki } na podłogę, pod buta, do kosza i na śmieci. Pierwsze minuty...męka głodu tytoniowego, jeszcze większe podenerwowanie...Później, już w pościeli { i znowu sam } chwila zadumy i refleksji.... Pytanie  :  Jak żyć ?.. tak spopularyzowane parę miesięcy temu przez pewnego "paprykarza" i wtedy było aktualne. Ej...próby wejścia w swoją podświadomość, swoje praEGO , swoje JA. Pierwsze doświadczenia, bez żadnej wcześniejszej praktyki. Coś niecoś na ten temat czytałem kiedyś. Mocne, zaparte i uparte wymazywanie kłębiących się myśli, wątpień, obrazów i "wstawianie" w to miejsce widoków z ciszą, spokojem, naturą - jeziora, łąki, lasy...Wchodzenie coraz głębiej w podświadomość, w jej "podpiętra", piwniczne czeluście...Wmawianie sobie - zgodnie z prawdą - niesmak w ustach po papierosach, ciągłe chrypki, nieprzyjemny dla innych "chuch"...Gorsze to od umiarkowanego spożywania alkoholu. Rano...do sklepiku, landrynki, dropsy miętowe - no, coś do ssania. Różne owoce i pierwsze godziny wśród współpracowników  b e z  papierosów. Zdziwienie, niedowierzanie, uśmieszki..a bo to już niejeden próbował, przygaduszki i w końcu schodzenie mi z oczu, no bo jak kierownik zły...Powroty do domu, samotność { a może i dobrze }, zamykanie się przed światem zewnętrznym, coraz bardziej udane odwiedziny w podświadomości. W końcu "trening czyni mistrzem". Nieco więcej posiłków , przybieranie na wadze - bez obaw, ledwo parę kilogramów, ciągłe pokusy w gronie znajomych, u których  zdziwienie? niewiara? zazdrość?. A ja TRWAM > nie mylić z o. Tadeuszem <   w swoim zawziętym " góralskim" uporze. Dalszy ciąg odwiedzin u coraz bardziej oswojonej podświadomości , a w niej prośby do matki o pomoc, tak przez około trzy tygodnie.  UDAŁO  SIĘ..!!!    Wierzcie mi, że kiedyś wchodząc do siebie na 4 piętro, dostawałem na schodach zadyszki. Teraz mam 67 lat, kilkanaście już lat nie palę i te same schody - jeśli potrzeba - pokonuję co dwa stopnie. Cera ponoć odmłodniała - to nie moja opinia - zdrowy oddech { jeśli nie po piwie } no i szczególnie ważne kieszonkowe. Nie wyobrażam sobie zakupu trzech paczek papierosów dziennie przy obecnych cenach. Toż to majątek..!!!. Wolę już piwo.  Radzę więc spróbować mojego sposobu na pozbycie się nałogu. Naprawdę można i warto. Życzę powodzenia.   bronmus45.

Dopisek : dziś, tj. 19.09.2012 roku przeglądając jakieś stare "szpargaly" potrzebne mi do uściślenia dat w opowieści "Zmagania z pamięcią" odkryłem przypadkowo notatkę, że oto 6.05.1993 roku porzucilem palenie papierosow, o czym powyżej; a więc przed samym spodziewanym już końcem mojej pracy [31.07.1993] ...

...........

Wczoraj za bardzo przechwalałem pogodę, to dziś 14.11. od rana - a jest 6:30 - mokro i wilgotno. Taka mżawka zwana gdzieniegdzie kapuśniaczkiem. Może to zapowiedź zupy obiadowej?..Dziś czekają mnie trzy zabiegi - dwa z samego rana i jeden po obiedzie. Będę musiał i tak mimo mżawki przejść się "do miasta" - ok.15 minut drogi w jedną stronę - by dokupić kończące się już lada moment zapasy impulsów w karcie internetowej iPlus. Popytam przy okazji jak doładowywać to internetowe konto za pomocą właśnie internetu. Bo w domu - w Szczecinku - moje połączenia są realizowane za pomocą lokalnego Gawexu i po prostu kabla. Połączenia iPlusa są takim moim wyjazdowym rozwiązaniem. I to niespodziewanie od niedawna. Bo poprzednio - parę miesięcy temu - mój modem Huawei E220 działał bez simlocka - na wszystkie karty obojętnie jakich sieci. Nie mam pojęcia jak to się stało, że teraz obsługuje tylko sieć iPlus - inne odrzuca. Kompletnie nie znam się na tym...Wrócę do Szczecinka to przy pomocy znajomych rozwiążę i ten problem. Aha..W drodze do sanatorium moje autko i ja sam byliśmy zatrzymywani dwukrotnie przez "misiaczków" - określenie użytkowników CB radia w stosunku do policji drogowej...Widocznie już sama sylwetka rozpoznawalnego - wieloletniego - Polo skłaniała funkcjonariuszy do wątpienia w sprawność pojazdu ...Nie mieli szans do czegokolwiek się przyczepić, chyba żeby naprawdę i koniecznie chcieli...Lecz przegląd techniczny wykonany zaledwie parę dni przed wyjazdem - udokumentowany odpowiednim wpisem w dowodzie rejestracyjnym - zniechęcał ich do tego. Więc dawali spokój, życząc spokojnej jazdy...Samo zaś autko bez żadnych problemów pokonało ten odcinek drogi...Poranna mżawka to tylko dla zmylenia kuracjuszy...Bo za dwie godziny niebo wybłękitniało całkowicie. Gdzieniegdzie tylko przesuwały się smugi białych chmurek. Byłem i "w mieście" i nad morzem - zrobiłem niezbędne zakupy oraz wykonałem parę zdjęć. Po obiedzie i ostatnim dziś zabiegu postaram się je "obrobić" wymiarowo by mogły znaleźć się na stronie "Moje początki z fotografią" - na którą to codziennie zapraszam.


[Kilku]dziejnik sanatoryjny...

Dziś mamy 13 listopada, a więc już piaty dzień mojego pobytu w sanatorium. Udało mi się  "wyżebrać" pokój jednoosobowy, więc pełen luz - bez oglądania się na widzimisie współlokatorów. Doświadczyłem takowych w czasie mojego pobytu parę lat temu w Ciechocinku...Koszmar...Tutaj i teraz mogę korzystać z mojego laptopa [jak na razie], dopóki starczy mi konta startowego w sieci iPlus. Oczywiście, można dokupić następny pakiet startowy i "jechać" dalej, ale cóż znaczy te 250 MB. Przez jeden dzień można je "łyknąć". Na dodatek moja obecna pasja fotograficzna sporo tych bajtów zużywa. Można ją śledzić na stronie "Moje początki z fotografią" tego oto bloga. Pogoda jak dotychczas całkiem niezła, więc spacery po plaży i parkach w poszukiwaniu nowych tematów fotograficznych są nie tylko "dla zdrowotności" - jak by to określił niezapomniany Pawlak. Dwa w jednym...Przy dosyć wypełnionym dniu zabiegami, posiłkami o jednakowych porach, spacerami i odwiedzinami w knajpkach brakuje czasu na zajmowanie się internetem. Na bieżąco więc będzie aktualizowana tylko nowa strona fotograficzna...To na tyle z samego rana... Po południu - a właściwie to po kolacji naszła mnie  oto taka refleksja...Na sam smak potraw serwowanych w ciągu dnia z sanatoryjnej stołówki to nie ma co narzekać i takich narzekań nie słyszałem. Natomiast jest uzasadniony w pewnym aspekcie zarzut dozowania chleba...Po prostu pod koniec posiłku brakuje go i ten brak jest usprawiedliwiany przez obsługujące panie potrzebą wydzielania po dwie - trzy kromki na każdego stołownika. Do dziś sam tym faktem byłem co nieco zaskoczony - nie cierpię słowa zbulwersowany... Ale po zastanowieniu i pewnych poczynionych obserwacjach doszedłem do wniosku, że wina leży po części u samych pacjentów sanatoryjnych. Bo stołówka sanatoryjna w żaden sposób nie jest zobowiązana do dokarmiania nadmorskich ptaków - a jest ich mnóstwo...Stołownicy bowiem chcąc zwabić podczas spacerów w swoje pobliże niezliczone stada mew, nachalnych łabędzi i innych przebywających na plażach ptaków zabierają ze stołówki tenże chleb dla dokarmiania skrzydlatych przyjaciół; sprawiając  kłopot innym, bardziej potrzebującym kuracjuszom. Ot i cały problem... A zdjęć dzisiaj żadnych nie robiłem, miałem bowiem wizytację - odwiedziny - mojego syna, który z racji swoich obowiazków służbowych zawitał do tejże sanatoryjnej miejscowości. Przy okazji dowiózł mi karmę dla ptaków, które może i zechcą odwiedzić balkonik przy moim pokoju - a ja im "trzasnę" zdjęcia. No i czasu nie starczyło...

Brak komentarzy:

luty 2024 / 4

  Ура Польше, приветствую ПиС, приветствую Войцеховского..!!! ~~ Brawo PiS i jej komisarz; Janusz Wojciechowski!! Z Moskwy płyną te brawa w ...